Namibijskie kilometry

Jakiś czas temu (który z paru względów pozostać musi czasem niedookreślonym), udało nam się zgrać kalendarze i wyruszyć celebrować wyjątkową okazję w kraju, gdzie łatwiej jest chyba znaleźć dzikie zwierzę niż człowieka, jako że gęstość zaludnienia wynosi 2 osoby na kilometr kwadratowy.

Namibia, bo o tym kraju mowa, swój jeden z najbardziej wyjątkowych i zapierających dech w piersiach krajobrazów świata, przypłaciła wyjątkowo ciężką i niechlubną historią. Konflikty plemienne targały Namibią od zarania dziejów, co łatwo zrozumieć, biorąc pod uwagę jak niewielka powierzchnia tego głównie pustynno bagiennego rejonu nadaje się pod uprawę lub hodowlę (niektóre źródła podają, że zaledwie 1% ziemi uznać można za żyzną). 

Continue reading…

kolumbijska natura

Długo zastanawialiśmy się nad opracowaniem właściwego planu na nasz wyjazd do Kolumbii. Część mnie jak zwykle wyrywała się, żeby zaszaleć i zobaczyć wszystkie możliwe atrakcje. Po dokładniejszym przestudiowaniu, okazało się jednak że są one rozrzucone po całym kraju. Biorąc dodatkowo pod uwagę ryzyko związane z podróżowaniem samolotem w czasie covida, uznaliśmy ostatecznie, że tym razem odstąpimy od naszego zwyczajowego intensywnego sposobu zwiedzania i postaramy się spędzić całe dwa tygodnie leniwie przemieszczając się po wybrzeżu karaibskim.

Continue reading…

kolumbijskie miasta

Zbliżały się moje trzydzieste urodziny i trzymając się zasady, że (mimo pandemii) warto celebrować pewne chwile w życiu, bardzo chcieliśmy gdzieś z tej okazji wyjechać. A gdzie lepiej spędzić przyjemnie urodziny, niż na Karaibach? W związku z tym z tygodniowym wyprzedzeniem kupiliśmy bilety z Gdańska do Bogoty przez Amsterdam, a stamtąd dalej do Cartageny de Indias. Postawiliśmy na urodzinowy chillout i dwa tygodnie wyjazdu bez pośpiechu i stresów. Głównym sloganem turystycznym Kolumbii jest niezwykle celne „jedynym niebezpieczeństwem jest to, że nie będziesz chciał wrócić”. I mają rację.

Continue reading…

Kenia- dzień wielkiej piątki i dzień powrotu

Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale pomimo zaliczenia czterech safari i zobaczenia większości zwierząt, które chcieliśmy zobaczyć, wciąż mieliśmy całkiem spory niedosyt i całkiem sporo czasu do zagospodarowania. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem w takiej sytuacji wydawało się zebranie resztek energii życiowej (sporo z niej wyparowało po prawie dwóch tygodniach wrażeń) i dociśnięcie gazu.

Continue reading…

w krainie Króla Lwa – Masai Mara

Mimo że nasz szalony, pandemiczny wyjazd planowany był w naprawdę krótkim czasie (od zakupu biletów lotniczych do lądowania w Nairobi minął tydzień), cała nasza trójka włożyła dosyć dużo serca i wolnego czasu w przeszukiwanie blogów i internetowych forów, żeby plan miał na tyle rąk i nóg, na ile to tylko było możliwe. Okazało się, że nawet spędzając godziny na szperaniu w czeluściach internetu, znalezienie porządnych, rzetelnych i aktualnych informacji o tym, w jaki sposób najlepiej i najtaniej odwiedzić najpopularniejszy park narodowy w Kenii – Masai Marę, graniczy z cudem. Mam wrażenie, że nam udało się mimo wszystko odkryć rozwiązanie idealne, zarówno pod kątem budżetu, jak i zdobycia jak największej ilości wrażeń do kolekcji. 

Continue reading…