majówka na Kubie cz. 2 (Hawana)

Hawana – to miasto było nr 1 na mojej liście miejsc do odwiedzenia od tak dawna, że już nawet zdążyłam zapomnieć dlaczego się tam znalazło. Często więc z utęsknieniem spoglądałam na bilety, których koszta zdecydowanie wykraczały poza nasz budżet. Ostatecznie musiałam się zadowalać książkami, filmami i kubańską muzyką. Jednak gdy kupiliśmy bilety, zobaczenie mojego wymarzonego miasta wreszcie stało się realne.

LOT


Oboje nie należymy do osób wybrednych, żadne z nas nie ma też w zwyczaju narzekać na środki transportu, którymi się poruszamy. Niestety jednak tym razem ciężko o tym nie wspomnieć. Lecieliśmy budżetową hiszpańską linią AirEuropa. Problemy zaczęły się już przy odprawie. Dla dwóch osób z pięciu mieliśmy wykupione większe fotele, jednak obsługująca nas pani najpierw próbowała nam wmówić, że nic nie kupowaliśmy, a gdy pokazaliśmy jej potwierdzenie przyznała, że jednak nasze miejsca dostał już ktoś inny. Podobna sytuacja zastała nas w drodze powrotnej, pomimo tego, że w Madrycie obiecali nam, że sprawę załatwią. Dodatkowo w obie strony samolot był spóźniony średnio o 2 h, a pasażerowie nie byli informowani ani o przyczynie opóźnienia, ani o jego długości. Wnętrze samolotu miało zdecydowanie niższy standard niż ten zapewniany przez europejskie tanie linie lotnicze, a stewardessy były naprawdę bardzo niemiłe. Podsumowując, za 600 zł, które zaplacilismy za te bilety, osobiście mogła bym równie dobrze jechać w wozie z bydłem. Niestety, lecieli z nami również ludzie, których ten lot kosztował kilka tysięcy…

 

LOTNISKO


Po 9 h w latającej puszce, chciałoby się odetchnąć świeżym powietrzem jak najszybciej. Jednak nie na Kubie, tu czekało nas jeszcze mnóstwo formalności. Od razu po wyjściu z samolotu wszyscy pasażerowie lotu zostali ustawieni w kolejce. Po odstaniu swojego, sprawdzono nam paszporty, kartę turysty, zrobiono zdjęcia i zadano kilka pytań związanych z Ebolą. Procedura robienia zdjęć trochę nas zaskoczyła, żartowaliśmy, że są one robione po to, żeby porównać nasze brudne, zmęczone po długim locie twarze, z czystymi, opalonami buziami przy powrocie. Bylby to namacalny dowód na niesamowicie pozytywny wpływ pobytu w socjalistycznym kraju na zgniłych kapitalistów. Naprawdę chodzi jednak o to, żeby żaden Kubańczyk nie uciekł przy użyciu naszych paszportów.
Po kolejce do sprawdzenia paszportu czekała na nas kolejna kolejka, tym razem do prześwietlenia bagażu podręcznego, później kolejka do odbioru bagażu, następna do oddania wcześniej wypełnianych deklaracji i w końcu mogliśmy się ustawić w (a jakże by inaczej) kolejce do kantoru, tylko tym razem na terytorium kubańskim. Ostatecznie po nieco ponad 2 godzinach spędzonych na lotnisku, wreszcie mogliśmy wyjść i odetchnąć karaibskim powietrzem.

 

HAWANA


Hawana, po hiszpańsku San Cristóbal de La Habana, została założona na początku XVI wieku. Nieco później stała się ona stolicą Kuby i największym miastem na całych Karaibach. Od tej pory, pomimo regularnych napadów hiszpańskich, francuskich i holenderskich piratów, a także amerykańsko-hiszpańskiej wojny, intensywnie się rozwijała. Stała się ważnym ośrodkiem turystycznym, który przyciągał nie tylko podróżników z całego świata, ale również znane osobistości, m. in. Ernest Hemingway. Znany pisarz spędził na Kubie około 20 lat i do tej pory pozostaje ulubionym Jankesem Kubańczyków, którzy mówią o nim Papa. Śladami tych czasów świetności są kolonialne budynki, których najwięcej możemy podziwiać w dzielnicy La Habana Vieja. Jednak w 1959 roku, po rewolucji zakończonej przejęciem władzy przez Fidela Castro i wprowadzeniu polityki gospodarczej, która niezbyt sprzyjała dalszemu rozwojowi miasta, Hawana zaczęła stopniowo podupadać.

nasz sąsiad

nasz sąsiad

IMG_8751

sławny Kapitol

sławny Kapitol

My w stolicy Kuby spędziliśmy nieco więcej czasu, ale na typowe zwiedzanie udało nam się poświęcić dwa pełne dni. Jeden od razu po przylocie, a drugi bezpośrednio przed wylotem. Zamieszkaliśmy we wcześniej wynajętej casa particulare, u przemiłej pary – Federico i Yamelis. Mogliśmy liczyć na ich pomoc w każdej sytuacji, a także dowiedzieliśmy się trochę więcej na temat prozy życia młodych, wykształconych Kubańczyków. Federico – z zawodu prawnik, wytłumaczył nam, że przyjmowanie w swoim domu turystów i sprzedawanie kradzionych cygar pozwala mu na dużo wyższy poziom życia niż wykonywanie wyuczonego zawodu. Oznacza to, że było go stać na płaski telewizor, smartfona i około 30 godzin miesięcznie nielegalnie podłączonego internetu. Dzięki pracy w sektorze turystycznym, ma też możliwość pomocy swojej mamie, która jako była nauczycielka akademicka otrzymuje około 15 dolarów emerytury.

Pierwszego dnia naszego zwiedzania, byliśmy wciąż zmęczeni po locie, dodatkowo dokuczał nam jet lag. Trochę pomogło pyszne śniadanie z talerzami wypełnionymi świeżymi egzotycznymi owocami, które przed wyjściem przygotowali nasi gospodarze. Pomimo wczesnej pory, o której opuściliśmy mieszkanie, temperatura była nieznośna, a słońce nie dawało chwili wytchnienia. Ale czego można spodziewać się po Karaibach! Postanowiliśmy więc realizować nasz plan, który obejmował głównie zwiedzanie zabytkowej dzielnicy La Habana Vieja. Przez dłuższą chwilę ciężko nam było skupić się na czymkolwiek poza TYMI słynnym starymi amerykańskimi samochodami, które skutecznie przyciągały nasz wzrok od kiedy opuściliśmy mieszkanie.

Gdy już przynajmniej częściowo do nich przywykliśmy, mogliśmy zacząć podziwiać kolorowe życie ulic Hawany. Bo na Kubie naprawdę życie toczy się na ulicy, wszyscy, od brzdąców biegających i bawiących się czym popadnie, po najstarszych, siedzących na bujanych fotelach, spędzają całe dnie przed domami. Średnio to odpowiada stereotypowym pracowitym robotnikom, którzy „pracują za trzech, budują za dwunastu”, a których wizerunek wpojono nam na lekcjach historii.

IMG_8589

nie, Konrad nie został komunistą

wszechobecna propaganda

wszechobecna propaganda

IMG_9727

nie takiej policji się spodziewaliśmy

nie takiej policji się spodziewaliśmy

Wracajac do Hawany, po około dwóch godzinach wszystkie obowiązkowe punkty zwiedzania najstarszej dzielnicy miasta mieliśmy już za sobą. Postanowiliśmy więc wybrać się jednym z pięknych, zabytkowych (dla nas, nie Kubańczyków) cadillaków, oczywiście po intensywnych negocjacjach ceny, na przejażdżkę po pozostałych dzielnicach Hawany. Brzmi cudownie, ale w praktyce wyglądało trochę gorzej. Brak dachu sprawił, że słońce prażyło niemiłosiernie, a wiatr, który w moich wyobrażeniach delikatnie rozwiewał nam włosy i dawał wytchnienie, bardziej parzył i obsypywał pyłem, nie wspomnę o tym jak bardzo i co do czego się przyklejało. Jednak po powrocie do mieszkania, gdy już wzięliśmy orzeźwiający prysznic, zgodnie stwierdziliśmy, że zdecydowanie było warto!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

IMG_8723

coco taxi

coco taxi

Po odświeżeniu, odzyskaliśmy entuzjazm i byliśmy gotowi ruszyć dalej. Na wieczór mieliśmy zaplanowany koncert zespołu utrzymanego w klimacie Buena Vista Social Club (w składzie był jeden muzyk z oryginalnej formacji) , który odbywał się w sali koncertowej najstarszego hotelu na Kubie – hotelu Nacionale. Jest on położony na sławnym deptaku Malecon, na wzgórzu, z którego rozciąga się bajeczny widok na port i miasto. Został on otwarty w 1930 roku i za czasów amerykańskiej okupacji Kuby, stał się miejscem, w którym niemal wypadało bywać jeśli było się znanym i bogatym. Szczególnie za czasów, gdy swoje kasyno w hotelu prowadził znany w przestępczym światku Meyer Lansky. Gdy przyszły czasy rewolucji, Fidel zamknął kasyno i przejął hotel, jednak jemu nie pozwolił stracić swojej świetności, stał się wtedy miejscem spotkań dla radzieckich dyplomatów. Od lat 90 tych ponownie otwarty dla turystów, już nie tak sławny, ale kto wie, co może się stać, gdy Amerykanie powrócą na wyspę… Jeżeli chodzi o koncert, tak naprawdę był to bardziej spektakl i było naprawdę pięknie, piękna muzyka, w cudownych wykonaniach, piękne tancerki, stroje, choreografia. Dla mnie, pozostaje tylko jedno małe „ale”, kubańska muzyka jednak bardziej pasuje do zadymionych knajpek niż garniturów i eleganckich wnętrz. Wracaliśmy z koncertu już po zmroku, wzdłuż całego Malecon, które za dnia przejęte przez turystów, o tej porze pełne jest lokalnego życia. Całujące się ukradkiem pary, pogwizdujący młodzieńcy, grupki młodych ludzi popijające alkohol, a także rodziny z dziećmi korzystające z wieczornego chłodu wody, a to wszystko przy akompaniamencie muzyki i śpiewu dobiegających z każdego kąta. Tu można poczuć atmosferę Kuby!

Malecon

Malecon

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Następny cały dzień który spędziliśmy w Hawanie, był jak już wspomniałam przed samym wylotem. Jako, że wszystkie „must see” mieliśmy odhaczone, mogliśmy bez żalu poświęcić go na włóczenie się bez konkretnego celu. Chodziliśmy więc wąskimi uliczkami, podziwialiśmy stare budynki, które czasy świetności miały za sobą, podglądaliśmy życie mieszkańców, którzy chętnie zagadywali nas co jakiś czas. Wszyscy zgodnie powtarzali – Hawana była piękna pięćdziesiąt lat temu. To, że Hawana była piękna widać pomimo olbrzymich pieniędzy wkładanych przez międzynarodowe organizacje, które chcą przywrócić stolicę Kuby do dawnych czasów świetności. Jednak te odrapane budynki, zakurzone ulice, stare samochody i ludzie, którzy sprawiają wrażenie, że przestali już czekać na lepsze czasy i cieszą się tym co mają, nadają miastu niepowtarzalny charakter. Takie piękno dla koneserów. Osobiście dokładnie tego oczekiwałam po Hawanie i ani troszkę się nie zawiodłam. Cieszę się, że miałam okazję odwiedzić Kubę dosłownie chwilę przed zbliżającymi się zmianami związanymi z ociepleniem stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Mam nadzieję, że dzięki temu Kubańczykom będzie się żyło lepiej, wiem jednak, że był to ostatni moment na zobaczenie tej Hawany, o której czytałam i którą widziałam w filmach.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA