majówka na Kubie cz. 1 (przygotowania i Toledo)

Tym razem właściwie ciężko pisać o pomyśle na wyjazd. Od kiedy pamiętam Kuba była moim największym marzeniem. Dlatego, kiedy pojawiła się oferta przelotów z Madrytu do Hawany za trochę ponad 600 zł, nie wahaliśmy się ani chwili. O ofercie poinformował nas kolega, z którym byliśmy na Islandii – Kuba. Kupiliśmy bilety i dodatkowo namówiliśmy do wyjazdu z nami rodziców i siostrę Konrada.

PLAN


 Opracowanie planu wcale nie było tym razem łatwe. Mieliśmy niewiele czasu na Kubie – zaledwie 10 dni, a chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej i jednocześnie trochę odpocząć. Brzmi jak coś niewykonalnego. Jednak wydaje mi się, że udało się ostatecznie osiągnąć kompromis.

Dokładny plan prezentował się tak:

  • Elbląg – Berlin – przejazd samochodem
  • Berlin – Madryt – przelot Ryanairem
  • Madryt – dwie noce
  • Madryt – Hawana – przelot Air Europa
  • Hawana – dwie noce
  • Varadero – dwie noce
  • Trinidad – dwie noce
  • Cayo Coco – jedna noc
  • Santa Clara – jedna noc
  • Hawana – jedna noc
  • Madryt – jedna noc
  • Madryt – Berlin – Ryanair
  • i samochodowy powrót do Elbląga

Clipboard04

Na Kubie jeździliśmy wynajętym samochodem. Jednak na pierwszy odcinek – Hawana – Varadero, dużo bardziej praktyczne i atrakcyjne było wynajęcie zabytkowej taksówki.

 

PRZYGOTOWANIA


Myślę, że tym razem wypada napisać kilka słów więcej o samym procesie przygotowywania się do wyjazdu. Przyzwyczajeni do tego, że rezerwacja wszystkich potrzebnych rzeczy na miejscu, dzięki istnieniu internetu to bułka z masłem, tym razem trochę wszyscy się namęczyliśmy. Wiedzieliśmy, że najlepiej wynająć tzw. casa particulares – są to mieszkania, które wynajmują sami mieszkańcy – coś jak airbnb w wersji kubańskiej. Nie wiedzieliśmy jednak, że taki proces jest dużo bardziej czasochłonny niż wynajem przeciętnego hotelu. Mianowicie, najpierw należy zdecydować się na jedno z oferowanych na stronie mieszkań i wysłać prośbę do administratora, który sprawdza aktualną dostępność. Zależnie od jego odpowiedzi, albo można dokonać rezerwacji, albo szukać kolejnego lokum. Taka procedura tyczy się każdego mieszkania, w każdej miejscowości. Może nie byłoby to aż tak niewygodne, gdyby nie fakt, że na każdego maila oczekuje się minimum 3 dni…

Dalej – kwestia wynajmu samochodu. Na Kubie są właściwie dwie firmy, które się tym zajmują. Na ich stronach znaleźliśmy jedynie informację, że na wybrany przez  nas termin wynajem samochodu jest niemożliwy. Po kilku kolejnych godzinach spędzonych na poszukiwaniach, udało nam się znaleźć zaledwie jedną stronę pośredniczącą w wynajmie samochodów na Kubie, na której da się faktycznie dokonać rezerwacji.  Zarezerwowaliśmy, więc auto o wdzięcznej nazwie – Geely CK. Marka jest podobno chińskim odpowiednikiem Mercedesa, a na Kubie jest to pojazd, którym porusza się policja i przedstawiciele rządu. Jednak po tym, jak zjawiliśmy się w umówionym miejscu, okazało się, że samochód nie przyjechał. Do tej pory nie wiemy, czy akurat coś im wypadło, czy pośrednik okazał się nieuczciwy. Szczęśliwie udało się sprawę rozwiązać w hotelowej wypożyczalni. Jednak po tych doświadczeniach doszliśmy do wniosku, że zdecydowanie lepszym wyjściem jest wynajem samochodu na miejscu. Łatwiej dobić targu, nie trzeba się o nic martwić, a ceny w obu przypadkach są nieproporcjonalnie wyższe od tych europejskich.

Teraz chyba najważniejsza rzecz. Przynajmniej obecnie, jeszcze przed amerykańską „inwazją”, na Kubie dostęp do internetu jest bardzo ograniczony. Jedyne miejsca, w których można z niego skorzystać, to nieliczne kafejki internetowe, bądź ekskluzywne hotele. Usługa taka jest jednak bardzo kosztowna, a jakoś łącza podobno nie gwarantuje nawet możliwości sprawdzenia poczty. W związku z tym, nie ma co liczyć na to, że poszuka się informacji na miejscu. Pozostają nam więc dwie możliwości – perfekcyjne przygotowanie się jeszcze przed wyjazdem, lub posiadanie dobrego przewodnika. Wielokrotnie zdarzyło nam się czytać o zaletach tych przygotowanych przez Lonely Planet. Sami również mieliśmy okazję z nich korzystać. Jednak dopiero na Kubie, gdy przewodnik stanowił nasze podstawowe źródło informacji, doceniliśmy ich prawdziwą wartość.

Oczywiście te opisane przeze mnie kwestie, to tylko kropla w morzu. Trzeba pamiętać m.in. o gniazdkach, walucie i formalnościach na lotnisku, ale o tym więcej w następnych wpisach.

 

TOLEDO


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pomijając przejazd samochodem i pierwszy przelot, nasz wyjazd zaczynał się od przystanku w Madrycie. Mieliśmy już okazję razem z Konradem spędzić w stolicy Hiszpanii dwa dni podczas naszego wyjazdu do Maroka. Miasto średnio przypadło nam wtedy do gustu, uznaliśmy zgodnie, że jest pozbawione klimatu. Postanowiliśmy więc poszukać jakiejś alternatywy. Nie było to trudne, po wpisaniu w wyszukiwarce hasła „okolice Madrytu” znajdujemy sporo stron i blogów osób, które podzielają naszą opinię o stolicy Hiszpanii. My ostatecznie zdecydowaliśmy się na oddalone o około 60 km Toledo. Między innymi ze względu na bardzo łatwy dojazd, gdyż z Dworca Atocha podróż pociągiem Renfe zajmuje około 30 min. Sam Dworzec Atocha również stanowi atrakcję turystyczną.

Dworcowe żółwie

Dworcowe żółwie

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Toledo jest nazywane „jednym z najcenniejszych klejnotów hiszpańskiej architektury” i całe zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to naprawdę bardzo przyjemna alternatywa dla przeludnionego Madrytu. Miasto jest niewielkie, idealne na całodzienne zwiedzanie. Jego niebywałą zaletą jest położenie – na skalistym cyplu, który z trzech stron opływa rzeka Tag. Toledo słynie z przepysznego marcepanu, a także z rzemiosła. Między innymi już w 1 w p.n.e. wytwarzano tutaj broń . Co ciekawe, to właśnie w tym małym miasteczku w środku Hiszpanii, wyprodukowano całe uzbrojenie do filmu „Władca Pierścieni”.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jeżeli chodzi o zwiedzanie, tak jak już wspominałam, całe miasto jest zabytkowe. My zaplanowaliśmy trasę wzdłuż wszystkich najważniejszych zabytków, m.in. zamek Alkazar, katedrę i kościół Santo Tome. Jednak już chwilę po przejściu przez bramę Zocodover, zgubiliśmy się. Muszę przyznać, że porzucenie na chwilę mapy w takim uroczym i przytulnym miasteczku i jego wąskich, klimatycznych uliczkach, jest czystą przyjemnością. Oczywiście nie wolno sobie odpuścić podziwiania najważniejszych zabytków, jednak nie zawsze to właśnie one stanowią największą atrakcję.

My więc trochę pobłądziliśmy, a gdy już mieliśmy dość, postanowiliśmy znaleźć jakiś sklep, zaopatrzyć się w prowiant i urządzić piknik. W poszukiwaniu idealnego miejsca, z widokiem na panoramę Toledo, wybraliśmy się na spacer wzdłuż rzeki, która otacza miasto. Zrobiliśmy sporo kilometrów, jednak muszę przyznać, że trasa, którą przeszliśmy, była naprawdę zjawiskowa!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Podsumowując, Toledo jest urokliwym i klimatycznym miasteczkiem, które może stać się bardzo przyjemną jednodniową odskocznią od Madrytu.