samolotem przez Afrykę i Azję cz. 3 (Dubaj i Bangkok)

Bardzo cieszyłem się na długi stop-over w Dubaju. Chcieliśmy zobaczyć to nowoczesne miasto, niekoniecznie będąc zmuszonym do szukania tam drogiego noclegu. Rozkład połączeń Emirates ułożył się dla nas bardzo korzystnie, mianowicie z Durbanu do Dubaju lecieliśmy w nocy, a z Dubaju do Bangkoku kolejnej, co dało nam około 16 godzin na eksplorację stolicy drugiego co do wielkości Emiratu. Na szczęście Polacy od niedawna zwolnieni są z obowiązku wizowego odwiedzając ZEA.

Na wstępie należy przybliżyć parę zasad BHP obowiązujących turystów w Emiratach- niedozwolone jest jakikolwiek kontakt fizyczny pomiędzy osobami odmiennej płci w miejscu publicznym. Takie nieobyczajne i skandaliczne zachowanie jak np. trzymanie się za ręce  może spowodować „zgorszenie” mieszkańców, wywołać skandal obyczajowy i w ostateczności skończyć się dla nas karą wiezienia. Ponadto nie wolno zażywać narkotyków (grozi za to kara śmierci), robić zdjęć obcym kobietom bez zgody ich opiekuna (za to też można trafić na dołek), alkohol można kupić w specjalnych sklepach dla turystów, ale przebywanie pod wpływem alkoholu w miejscu publicznym również może skończyć się bardzo nieprzyjemnie. Info dla kobiet- w wypadku bycia zgwałconym przez bandę napalonych panów w turbanach odpowiadamy jak za seks pozamałżeński, czyli… karą więzienia. Ot, takie to prawo Szariatu. Z drugiej strony ubierać można się swobodnie, a na plaży króluje bikini, a nie burkini, ale o tym będzie później.

widok z najwyższego budynku na świecie

Planowaliśmy zobaczyć w Dubaju głównie najwyższy budynek świata i stok w galerii handlowej. Wjazd na Burj Khalifa na obserwatorium na 125 piętrze kosztuje około 130 zł, moim zdaniem warto to zrobić, chociaż widoki nie powalają na kolana. Miasto zaczęło na dobre rozwijać się na początku lat 90, dlatego widok z najwyższego budynku świata rozpościera się głównie na pustynię i Zatokę Perską, skądinąd wyłaniają się jakieś większe, zakurzone budynki i drogi. W tak post-apokaliptycznej rzeczywistości budynek wybudowany za, bagatela, 1,5 miliarda dolarów robi olbrzymie wrażenie. Ale kto bogatemu zabroni?

Poszwendaliśmy się też po galeriach handlowych- jedna z nich ma w środku olbrzymie akwarium, druga w pełni funkcjonalny stok narciarski. Ceny w Dubaju nie są zbyt wysokie- drogie są dobra luksusowe, takie jak woda i cień (wypożyczenie parasola na plaży- 50 zł). W związku z bardzo niską ceną benzyny tanie z kolei są taksówki. Tym środkiem transportu dotarliśmy właśnie na plażę, gdzie trochę odpoczywaliśmy i popracowaliśmy nad opalenizną. Na plaży królują turyści bądź ekspaci, przez co można na chwilę zapomnieć, że jest się w konserwatywnym, muzułmańskim kraju. Mimo początku października temperatura powietrza wynosiła około 40° Celsjusza, a pływanie w wodach zatoki perskiej przypominało kąpiel w zupie. Wieczorem zjedliśmy shoarmę, wróciliśmy sprawnie działającym metrem na lotnisko i wyruszyliśmy w stronę Bangkoku.

Burj Khalifa

akwarium w jednym z centrów handlowych Dubaju

 

Burj All Arab

kolejne centrum handlowe…

 

i znajdujący się w nim pełnowymiarowy ośnieżony stok narciarski

 

Następnego dnia rano powitaliśmy Bangkok. Od razu polubiliśmy Tajlandię- uwielbiamy kraje, które są tanie, mieszkańcy są uprzejmi i wszystko da się załatwić. Skierowaliśmy się taksówką w stronę hotelu przy ulicy Rambuttri- i byliśmy zachwyceni wybraną przez nas lokalizacją. Do głównej, kulinarno-imprezowej ulicy Khao San mieliśmy kilka minut spaceru, a w nocy dało się spać 😉 W Bangkoku spędzić mieliśmy trzy noce, mieliśmy więc dość czasu na zwiedzanie i inne atrakcje. Ja odwiedziłem krawca i dałem się namówić na uszycie garnituru na miarę, za około 80 dolarów. Do tej pory jestem zachwycony tym zakupem.

garnitur na miarę – polecam

 

ulica Rambuttri

dach naszego hotelu

Bangkok jest trochę miastem skrajności- z jednej strony oferuje do zwiedzenia w ciągu dnia piękne buddyjskie świątynie, z kolei w nocy miasto oferuje turystom masę nie do końca moralnych ofert, takich jak np. słynny ping-pong show. My chcieliśmy poznać stolicę Tajlandii z każdej strony, więc byliśmy otwarci na prawie wszystkie atrakcje. Zwiedziliśmy więc i pałace królewskie, i dzielnicę burdeli. Ale po kolei: największą atrakcją turystyczną Bangkoku jest chyba zbudowany w 1782 roku Pałac Królewski, położony  w zakolu rzeki Menam, w samym centrum Rattanakosin– Starego Miasta Królewskiego. Na terenie zespołu pałacowego wyróżnić można dwie części: świecką – w której znajdują się liczne pomieszczenia mieszkalne króla i jego rodziny, oraz religijną – na którą składa się kompleks świątynny Wat Phra Kaeo. Będę szczery- bogato zdobione świątynie robią olbrzymie wrażenie, ale naprawdę ciężko połapać się białemu człowiekowi, o co w tym wszystkim chodzi. Zwiedziliśmy także Wat Pho, czyli świątynię leżącego Buddy oraz Świątynię Świtu, czyli Wat Arun.

leżący Budda

Osobny akapit przeznaczyć trzeba tajskiemu jedzeniu- jest naprawdę pyszne!

Mimo wyraźnych wpływów z Chin i Indii oryginalność tajskiej kuchni wynika jednak głównie ze stosowanych przez Tajów własnych składników. Jednym z najbardziej charakterystycznych są mleczko kokosowe, trawa cytrynowa, świeży imbir i liście limonki. Jedzenie jest bardzo smaczne i tanie, kupić możne je wszędzie, co krok jest jakaś restauracja czy uliczna garkuchnia. Szczególnie polecam jedzenie na ulicy- za grosze można kupić pysznego padthaia czy inny  smakowity szaszłyk. Popularne Singha Beer też daje radę.

Bangkok jest też stolicą światowej seks-turystyki. Dzielnica Patpong robi wielkie wrażenie i pokazuje, jak wielki jest popyt na takie usługi. Popularną pułapką na pijanych turystów jest tzw. ping-pong show.  Jest to nic innego, jak pseudo-taniec erotyczny przedstawiający możliwości wyćwiczenia mięśni pochwy. Występujące tu kobiety o seksapilu kierowców ciężarówek pokazują, co potrafią zrobić ze swoim ciałem, a potrafią naprawdę wiele! Sama nazwa tego freak-show wzięła się od strzelania do celu piłeczkami do tenisa stołowego, a to tylko jedna z wielu „atrakcji” jakie można tu zobaczyć. Dlaczego napisałem, że to pułapka na pijanych turystów? Lokale oferujące takie usługi obiecują złote góry pijanym turystom obiecując bardzo niskie ceny (np. 10zł za pokaz i piwo), a potem przy wyjściu okazuje się, że trzeba dopłacić jeszcze za masę innych rzeczy, a do rachunku w ostateczności dopisuje się kilka zer. W takiej sytuacji polecam, po pierwsze, być świadomy konieczności konfrontacji z obsługą przy wyjściu, a po drugie nieustępliwość. Zachowując spokój i pokazując, że ma się czas, da się wyjść z każdej naciąganej opresji 😉

najlepszy środek transportu