Szkocja – kamperem po wyspie Skye

Nasz wyjazd do Szkocji był tylko kwestią czasu, ponieważ prędzej czy później planowaliśmy odwiedzić mieszkającą w Edynburgu moją przyjaciółkę – Emilę. Zdecydowaliśmy się polecieć tam wiosną, gdyż ta pora roku wydaj nam się najlepszym momentem na zwiedzanie Wysp Brytyjskich, teoretycznie najmniej jest wtedy deszczu, a jednocześnie jest bardzo zielono. Patent przetestowany w Irlandii, Irlandii Północnej i w Londynie- odwiedzając te miejsca na przełomie kwietnia i maja zawsze cieszyliśmy się względnie „niebrytyjską pogodą” Do stolicy Szkocji polecieliśmy z krótką przesiadka w Londynie, gdzie przywitała nas cudowna pogoda, którą uczciliśmy pijąc zimne piwko w parku w towarzystwie niezrównanej Ilonki 😉  Wracając do Szkocji- nie chcieliśmy aby nasz przyjazd ograniczył się jedyni do zwyczajnych odwiedzin, zaplanowaliśmy więc trzydniową wyprawę kamperem na wyspę Skye. Jest to druga co do wielkości wyspa i jednocześnie druga najpopularniejsza atrakcja turystyczna w Szkocji. Tłumacząc bezpośrednio jej gaelicką nazwę dowiemy się, że jest to Wyspa Mgieł i określenie to pasuje do niej stuprocentowo.


FOR ENGLISH VERSION CLICK HERE


Jak już wspomniałam, wyspa Skye cieszy się olbrzymią popularnością zarówno wśród miejscowych jak i turystów. Pomimo tego, jest jednocześnie zaskakująco niezagospodarowana i dzika. Wiąże się to z dość ograniczoną dostępnością infrastruktury turystycznej. Hoteli i hosteli jest niewiele, a te, których ceny nie są dla nas barierą nie do przejścia, są zabukowane na kilka miesięcy wprzód. Trochę więc z konieczności podjęliśmy chyba najlepszą decyzję dotyczącą tego wyjazdu – postanowiliśmy wynająć kampera. Zależało nam na tym, aby nasze auto nie było bardzo duże, żeby ograniczyć koszta benzyny i zmieścić się na ciasnej drodze. Najlepszą ofertą jaką znaleźliśmy była oferta firmy Spaceships, która na tle innych wyróżniała się tym, że wszystkie informacje odnośnie wynajmu były przejrzyste, nie miała żadnych ukrytych opłat za pościel ani dodatkowego kierowcę. Zdecydowaliśmy się na Forda Transit, którego wnętrze zostało przystosowane do noclegu dla czterech osób. Dodatkowo w samochodzie znajdował się cały sprzęt niezbędny do przeżycia na kampingu.

   

    

W pełni wyposażeni przez Spaceships, dopakowaliśmy tylko do kampera zapas jedzenia, dużo ciepłych, odpornych na deszcz i wiatr ubrań i byliśmy gotowi do drogi. Jako, że ruszaliśmy po południu, a kilometrów do przejechania było sporo, na pierwszy dzień zaplanowaliśmy zobaczenie kilku atrakcji po drodze na wyspę. I tak, zatrzymaliśmy się nad podobno najpiękniejszym jeziorem Szkocji – Loch Lomond i przejechaliśmy malowniczą doliną Glen Coe. Gdy już zaszło słońce, a wybiegające co chwilę na ulicę renifery stały się zagrożeniem, zdecydowaliśmy się poszukać miejsca na nocleg. Wybraliśmy parking niedaleko zamku Eilean Donan, zlokalizowanego zaraz obok mostu łączącego ląd z wyspą Skye.

Pierwsza noc w kamperze okazała się zaskakująco komfortowa. Gdy wstaliśmy, zauważyliśmy, że urządziliśmy sobie kamping bezpośrednio obok zagrody dla stada włochatych krów. Ogarnęliśmy się, wybraliśmy się obejrzeć zamek i ruszyliśmy w stronę wyspy. Musieliśmy się spieszyć, ponieważ prognozy pogody zapowiadały, że będzie to nasz jedyny dzień bez deszczu, a zaplanowaliśmy kilka trekkingów. Na pierwszy ogień wybraliśmy trasę prowadzącą do najbardziej rozpoznawalnego miejsca na wyspie Skye – formacji skalnej Old Man of Storr. Pochodzenie tego mistycznego miejsca tłumaczą różne miejscowe legendy. Moja ulubiona i jednocześnie najprostsza jest taka, że żyjący w Szkocji olbrzym obrał sobie wyspę Skye jako swoje miejsce na wieczny spoczynek, większość jego ciała została zakryta przez ziemię, poza kciukiem, który miałby tworzyć najbardziej charakterystyczny kamień. Trasa prowadziła na wzgórze, z którego można podziwiać piękną panoramę. Nie była jakoś wyjątkowo wymagająca, jednak pomimo braku deszczu, szkocka pogoda i tak dała nam się we znaki, ponieważ wiało niemiłosiernie.

 

   

Glen Coe

zamek Eilean Donan

    

Następnym miejscem, które zdecydowaliśmy się zobaczyć była dolina Fairy Glen. Jest to urocze, baśniowe miejsce, w którym znajdują się pokryte trawą pagórki, jeden z nich stanowi podobno ruiny zabytkowego zamku. Przygotowując się do tego wyjazdu, korzystaliśmy ze strony walkinghighlands, według której ten szlak miał liczyć sobie 2 km i zajmować godzinę, jednak moim zdaniem w tym miejscu to trochę chodzenie dla samego chodzenia, nie dla spektakularnych widoków.  Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się do największej miejscowości na wyspie – Portree. Miasteczko z niewiadomych powodów wymieniane jako atrakcja, nie ma sobą wiele do zaoferowania poza jedną uliczką z kolorowymi budynkami w porcie. Jednak jeżeli potrzebujemy cywilizacji,  to właśnie tam powinniśmy się udać. My szukaliśmy akurat pubu, żeby obejrzeć półfinał Pucharu Anglii. Tam też wstąpiliśmy do Portree Youth Hostel, w którym za dobrowolną donację mogliśmy się wykąpać i wziąć wrzątek na herbatkę.

Old Man of Storr

    

    

Ponieważ na wyspie Skye można obozować właściwie wszędzie, na nocleg wybraliśmy sobie parking z widokiem na kolejną popularną atrakcję – Kilt Rock i Mealt Falls. Zaskakująco dużo przyjemności sprawiało nam gotowanie na świeżym powietrzu, w pięknych okolicznościach natury, pomimo towarzyszącego nam silnego wiatru i przelotnych deszczy.

Następnego dnia czekał na nas najdłuższy zaplanowany trekking – Quiraing. Po Old Man of Storr, trochę martwiłam się, że najlepsze widoki już za nami. Przy Old Man of Storr, wspinamy się po to, żeby zobaczyć spektakularny, ale właściwie tylko jeden widok. Jeżeli chodzi o Quiraing to oficjalnie szlak liczy około 7 km. Na trasie krajobraz, jak i pogoda zmieniają się co chwilę, co kilka kroków czeka na nas zupełnie inny, oszałamiający widok. Muszę przyznać, że te kilka godzin chodzenia po błotnistej ścieżce jest dla mnie tym, co jest w stanie najlepiej oddać klimat tej wyspy. Po trekkingu byliśmy na tyle zmęczeni i zmoknięci, że trzeba nam było tylko solidnej porcji tłustej ryby z frytkami, ciepłego prysznica i noclegu w kolejnym turystycznym punkcie – Neist Point.

Fairy Glen

Quiraing

    

    

Ostatni dzień wynajmu kampera to już właściwie droga powrotna do Edynburga. Zdecydowaliśmy się ponownie jechać trochę dłuższą, ale bardziej widokową trasą koło Glen Coe i Loch Lomond. Licząc na to, że tym razem spotkamy renifery przed zmrokiem i uda się je uwiecznić na zdjęciu. Gdy dojechaliśmy na miejsce, czekał nas już tylko poranny spacer po podobno najpiękniejszym mieście Wielkiej Brytanii i samolot do domu. Co do najpiękniejszego miasta w Wielkiej Brytanii, zostało mi jeszcze wiele miast do zobaczenia, ale porównując z głównym konkurentem o tytuł – Londynem, zdecydowanie stolica Szkocji wygrywa.

Kolejne ujęcia z Quiraing

 

Neist Point i nasz kamper

    

Podczas planowania naszego wyjazdu do Szkocji, wiedziałam że na pewno zobaczymy wiele cudownych miejsc. Mimo wszystko nie spodziewałam się tego, że w tak zwanej cywilizowanej Europie zachowały się jeszcze miejsca, które potrafią zachwycić swoją dzikością. Pomimo olbrzymiej popularności wyspy, innych turystów spotyka się tutaj praktycznie tylko na parkingach pod głównymi atrakcjami. Brak cywilizacji wpływa niestety negatywnie na stan dróg, które są wąskie, nieoświetlone i dziurawe. Jednak pomijając ten fakt, wyspa wydaje się być idealnie przystosowana do podróżowania kamperem. Właściwie w każdym pięknym miejscu jest chociaż niewielki placyk, na którym można się zatrzymać i obozować. Dodatkowo przy tak kapryśnej pogodzie ciepłe, suche i wygodne miejsce do spania jest prawdziwym błogosławieństwem. Na pewno nie była to nasza ostatnia przygoda z kamperami. Niezależnie od wybranego sposobu podróżowania, z całego serca polecam każdemu wyspę Skye, jako wspaniałe miejsce, w którym można trochę oderwać się od pędzącej codzienności. Przed wyjazdem przeczytałam gdzieś o „zmieniających się jak w kalejdoskopie baśniowych i surowych widokach” i dla mnie takie określenia wydają się być bardzo cliche, ale wyjątkowo przyznam, że wyspa Skye właśnie taka jest.

ponownie Glen Coe

wiadukt Glenfinnan

    

    

A na koniec krótki filmik z naszego wyjazdu: