polowanie na zorzę na Islandii cz. 1

POMYSŁ


Na wstępie trzeba przyznać, że tym razem pomysł nie był nasz. W jeden z wrześniowych dni zadzwonił Kuba, kolega Konrada, z informacją, że jego dziewczyna Judyta znalazła bilety na grudzień, na Islandię za mniej niż 400 zł i pytaniem czy może chcielibyśmy z nimi pojechać. Konrad był bardzo podekscytowany, gdyż zawsze chciał zobaczyć zorzę polarną, ja jednak początkowo skutecznie studziłam jego entuzjazm. W końcu jeszcze w tym miesiącu czekał nas wyjazd do Brazylii, więc każda złotówka była cenna. Drugim, nieoficjalnym powodem było to, że cierpię na dziwną przypadłość i zapadam w zimowy sen, gdy tylko temperatura spada poniżej zera. Ostatecznie jednak zdjęcia zorzy polarnej sprawiły, że Konrad upewnił się w swojej decyzji, ja dałam się przekonać i bilety zostały zakupione.

PLAN


  • 08.12 – Gdańsk – Poznań (PKP) Poznań – Berlin (polskibus)
  • 09.12 – Berlin – Bazylea (EasyJet)
    • Bazylea – Reykjavík (EasyJet)
  • 12.12 – Reykjavík – Bazylea (EasyJet)
  • 13.12 – Bazylea – Berlin (EasyJet)
    • Berlin – Poznań i Poznań Gdańsk (polskibus)

Niestety podczas kupowania biletów trochę się pomieszało i kupiłam bilet relacji Bazylea – Berlin na 14.12, zapewniając nam dodatkowy, przymusowy dzień w Szwajcarii.

BERLIN


Brama Brandenburska

Brama Brandenburska

Do stolicy Niemiec przyjechaliśmy około godziny 17, a wylot do Bazylei mieliśmy następnego dnia po 6 rano. Czekała nas więc noc na lotnisku, aby trochę skrócić sobie czas oczekiwania na samolot, zdecydowaliśmy się na spacer wzdłuż głównych atrakcji Berlina, a potem na obejrzenie meczu w pubie.

Pozostałości Muru Berlińskiego

Pozostałości Muru Berlińskiego

Katedra Berlińska

Katedra Berlińska

„Imprezowa stolica Europy” zaskoczyła nas jednak tym, że w centrum praktycznie wszystko było zamknięte, a ulice opustoszałe, więc już około drugiej byliśmy koło Schönefeld. Znaleźliśmy przytulne miejsca pod przystankiem policji i zdecydowanie jedno trzeba przyznać – to była najprzyjemniejsza noc, jaką spędziliśmy na lotnisku.

ISLANDIA


Kilka godzin w samolocie, kilka w terminalu w Bazylei i znaleźliśmy się na Islandii! Odebraliśmy czekające na nas autko z wypożyczalni i wyjechaliśmy z oddalonego od stolicy o około 40 km portu lotniczego w Keflaviku. Nocleg udało nam się zarezerwować w bardzo okazyjnej cenie (jak na islandzkie standardy), w samym centrum, u Islandczyka – Gunnara. Dzięki promocji airbnb, płaciliśmy tylko 50 zł od osoby za noc, a mieliśmy dla siebie całe mieszkanie. Jako, że już po drodze do Reykjavíku wydawało nam się, że widzimy zieloną łunę na horyzoncie, szybko zapytaliśmy gospodarza, gdzie w okolicy zorza będzie dobrze widoczna i ruszyliśmy z szaloną prędkością 40 km/h (te islandzkie warunki pogodowe) w stronę wyznaczonego miejsca. Z kilku polecanych przez Gunnara lokalizacji, wybraliśmy „dawny parlament Wikingów” i zaczęliśmy „polowanie”. Niestety, „polowanie” jest dużo mniej romantyczne niż się wydaje i w praktyce sprowadzało się do siedzenia w samochodzie, wyglądania przez szyby, z krótkim obchodem co jakiś czas. Gdy już byliśmy zrezygnowani, zmarznięci i gotowi wracać do ciepłego mieszkanka, postanowiliśmy jeszcze wysłać zwiadowców do stojącego na tym pustkowiu jedynego samochodu poza naszym. Okazało się, że wewnątrz jest para Anglików, którzy nie dość, że sprawdzili prognozę i byli pewni, że wkrótce zorza powinna się pojawić, dodatkowo mieli profesjonalny aparat, którym obiecali nam zrobić z nią zdjęcie! To się nazywa szczęście 🙂

Cała czwórka w komplecie

Jak widać, udało się!

Na następny dzień mieliśmy przygotowaną trasę obejmującą wodospady Gullfoss, gejzer Gejsir i kilka innych atrakcji. Ubraliśmy na siebie wszystkie ciepłe ubrania, które zabraliśmy ze sobą, przygotowaliśmy herbatę w termosach, prowiant i bez sprawdzania prognozy pogody wyjechaliśmy. To był BŁĄD, ponieważ gdy tylko zdążyliśmy zjechać z głównej drogi, przestaliśmy widzieć co jest przed nami, a nasz „kartonowy” samochód chwiał się na wszystkie strony. Mimo najszczerszych chęci i długiej walki z żywiołem, zakopaliśmy się, co przeważyło szalę, postanowiliśmy więc wrócić do miasta. Jeszcze z odrobinką nadziei zapytaliśmy się w okolicznej stacji benzynowej, czy jest szansa na to, że pogoda się poprawi, niestety pracująca tam Polka zasugerowała nam zmianę naszych planów.

Warunki drogowe

Warunki drogowe

Postanowiliśmy więc zwiedzić tego dnia Reykjavík , a wieczorem znowu udać się na poszukiwanie zorzy. Stolica Islandii, będąca jednocześnie największym miastem na wyspie liczy sobie prawie 120 tys. mieszkańców, czyli nieco mniej niż nasz rodzinny Elbląg. Starówka jest bardzo urocza i kolorowa, ale godzinka spokojnie wystarczy na jej zwiedzenie.

Informacja turystyczna w Rejkiawiku

Informacja turystyczna w Reykiaviku

 

IMG_1623

Jednym z elementów naszego przygotowania do wyjazdu na Islandię, było obejrzenie kręconych tu odcinków programu Pana Roberta Makłowicza, którego oboje jesteśmy fanami. Obowiązkowym więc punktem zwiedzania Reykjavíku była dla nas budka z hot-dogami, o których podobno sam Bill Clinton powiedział, że są najlepsze w Europie, co Pan Robert potwierdził.

Najlepsze hot-dogi w Europie wg. Billa Clintona i Roberta Makłowicza

Najlepsze hot-dogi w Europie wg. Billa Clintona i Roberta Makłowicza

Zwiedzanie Rejkiawiku mieliśmy już za sobą, a było jeszcze za wcześnie na nocne „polowanie” postanowiliśmy więc skorzystać z gorących źródeł, które są naprawdę tanim i przyjemnym sposobem na spędzenie czasu w takim klimacie. Uznaliśmy, że to bardzo fajne miejsce na zdjęcie, jednak każdemu, kto próbował wyjść w stroju kąpielowym z niemal 40- stopniowej wody na mróz, tak strasznie trzęsły się ręce, że absolutnie wszystkie są poruszone.

Na zewnątrz -7 stopni

Na zewnątrz -7 stopni

A wieczorem ponownie ubraliśmy wszystkie ciepłe rzeczy jakie mieliśmy, przygotowaliśmy termosy z ciepłymi napojami i wyruszyliśmy na poszukiwanie zorzy. Tym razem jednak, przezornie, podczas zwiedzania, zaszliśmy do informacji turystycznej, w której to pani podała nam kilka stron, na których możemy sprawdzić „pogodę na zorzę”, a także aktualizowany co godzinę stan dróg na całej wyspie. Prognoza pokazywała, że obecnie największe szanse są w okolicach lotniska w Keflaviku i tam też postanowiliśmy pojechać. Niestety tego dnia niebo było zbyt zachmurzone, żeby coś na nim zobaczyć, ale wracając całkowicie przez przypadek natrafiliśmy na most, który łączy ze sobą płyty tektoniczne Europy i Ameryki. Zmęczeni kolejnym długim dniem poszliśmy spać.

Imigrant

Imigrant