Jak zwiedzić Maltę w 6 dni?

Na Maltę zdecydowaliśmy się polecieć w maju 2014 roku. Wizyta na tej niewielkiej wyspie, będącej jednocześnie niepodległym państwem, kusiła nas już od jakiegoś czasu. W podjęciu ostatecznej decyzji o wyjeździe pomógł nam fakt, że na Maltę tymczasowo przeprowadziła się nasza koleżanka – Gosia, która postanowiła nas do siebie zaprosić. Niestety było to dosłownie chwilę przed tym, zanim tanie linie lotnicze wprowadziły bezpośrednie loty z Gdańska, więc aby niedrogo dotrzeć na miejsce, musieliśmy przesiadać w Norwegii. Szczęśliwie, na miejscu mogliśmy liczyć na nocleg i pomoc zapewnione nam przez wspomnianą koleżankę.

Naszą bazą noclegową została Sliema, którą szczerze w tym celu polecam. Dojazd autobusem do Valetty zajmował nam kilka minut, a mogliśmy liczyć na dużo mniejsze tłumy i bardziej przyjazne ceny niż w stolicy. Jeżeli chodzi o transport na wyspie, jest on dość sprytnie rozwiązany, wystarczy dojechać do Valetty, a z tamtejszego dworca odjeżdżają autobusy we wszystkie zakątki państwa. Co prawda czas przejazdu wydaje się być długi, jeżeli porównamy go do przebywanych odległości, jednak wystarczy raz się przejechać tymi wąziutkimi i krętymi uliczkami, żeby pogratulować kierowcy nie tylko czasu w jakim pokonał trasę, ale głównie tego, że dotarł na miejsce w całości. Dodatkowym plusem maltańskiej komunikacji miejskiej była rewelacyjna cena – za tygodniowy bilet obejmujący transport na całej wyspie, zapłaciliśmy w 2014 roku mniej niż 7 euro! Ciężko w takiej sytuacji rozważać wynajem samochodu. Jeżeli chodzi o miesiąc, w którym pojechaliśmy, maj wydaje się być idealny – temperatury są wysokie, ale jeszcze nie aż tak, że nie da się żyć, dużo słońca, przyjemny wietrzyk, no może woda mogłaby być odrobinę cieplejsza.

 

VALLETTA


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zwiedzanie wyspy rozpoczęliśmy od jej stolicy – Valletty. Miasto jest niewielkie, ma zaledwie kilometr długości, więc wszystkie jego główne atrakcje zdążymy „zaliczyć” w jeden dzień. My korzystaliśmy z bardzo fajnej mapki z informacji turystycznej. Jedną z jej największych zalet jest to, że zaznaczono na niej nie tylko ładne budynki, ale też np. najważniejsze punkty widokowe miasta. Dzięki rozmiarom miasta, zdążyliśmy odbyć jedną rundkę podczas której odwiedziliśmy polecane zabytki, a także drugą, podczas której błąkaliśmy się po prostu urokliwymi uliczkami, podziwiając życie mieszkańców. Przy okazji nie mieliśmy większego problemu z tym, żeby trafić na kilka bardzo przyjemnych knajpek, z pysznym domowym jedzeniem i przystępnymi cenami, nawet w okolicach centrum, co w większości europejskich stolic zajmuje nam bardzo dużo czasu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Wyjątkową cechą Valletty jest to, że zbudowana jest praktycznie całkowicie w oparciu o plan ucznia Michała Anioła – Francesco Laperelliego. Zadbał on o to, żeby wysokie budynki oferowały cień mieszkańcom nawet w południe, a także żeby chłodziła ich bryza morska, dzięki odpowiedniemu ustawieniu uliczek. Fosa i mury miały chronić miasto przed potencjalnymi agresorami.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

MARSAXLOKK


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Następna na trasie była niewielka rybacka osada o dziwnie brzmiącej nazwie Marsaxlokk. Szczerze mówiąc, to jedno z moich ulubionych miejsc na wyspie. Turyści przyjeżdżają tu głównie po to, żeby podziwiać cumujące tu typowe maltańskie łódeczki -Luzzu, które odznaczają się swoimi niesamowitymi kolorami na tle budynków z piaskowca i błękitnej wody. Wszystkie z nich mają narysowane oczy. Są to oczy Ozyrysa, egipskiego boga, który strzec ma rybaka przed niebezpieczeństwami i pomagać w bezpiecznym powrocie do domu. Właściwie nie wiem czy w obecnych czasach łódeczki malowane są bardziej pod turystów, czy faktycznie miejscowi rybacy są tak przesądni.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

My mieliśmy dużo szczęścia, byliśmy chyba jedynymi turystami spacerującymi po wiosce pewnie ze względu na gromadzące się na niebie granatowe chmury. Nas jednak nie przestraszyły, podziwialiśmy więc zacumowane łódeczki, pozdrawialiśmy mieszkańców i bawiliśmy się z miejscowymi psami, a nawet załapaliśmy się na krótki rejs z dziwnym rybakiem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

MDINA


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jest to pierwsza stolica wyspy, czasem nazywana Cichym Miastem ze względu na to, że zakazano tam ruchu samochodowego. Jeżdżą tam więc tylko niektórzy mieszkańcy, a pozostali poruszają się głównie bryczkami i konno. My zwiedzaliśmy miasto wieczorem. Nie było więc śladu po tłumach turystów, którymi wszyscy nas straszyli. Spacerowaliśmy więc po wąskich uliczkach, które trochę przywodziły na myśl medinę w Fezie. Tylko wszystkie drzwi i okiennice były zamknięte, a ulice sprawiały wrażenie opustoszałych. Prawdziwe Ciche Miasto. Jak dla mnie ta cisza była chyba trochę zbyt niepokojąca.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

BLUE GROTTO I MOSTA


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jednym z etapów naszych przygotowań przed wyjazdem na Maltę było oglądanie kręconych tam programów ulubionego polskiego podróżnika Konrada – Roberta Makłowicza. Opowiadał on między innymi historię jednego z kościołów na wyspie, który nazywany jest Rotundą w Moście. Jego kopuła jest dziesiątą co do wielkości na świecie, a trzecia w Europie. Ale to nie dlatego postanowiliśmy wybiec z autobusu jadącego w kierunku Blue Grotto, gdy usłyszeliśmy, że jesteśmy na przystanku Mosta. Przypomniała nam się historia, którą opowiadał wspomniany wcześniej pan Makłowicz, a która dotyczyła tego kościoła. Mianowicie podczas II wojny światowej, dokładniej w 1942 roku, przy okazji jednego z nalotów Luftwaffe, podczas trwania nabożeństwa, na którym zgromadziło się ok 300 wiernych, zrzucono dwie bomby. Pierwsza o masie około 50 kg najzwyczajniej odbiła się od kopuły kościoła, a druga o dziesięciokrotnie większej masie przebiła się przez dach i wpadła gdzieś pomiędzy modlących się ludzi. Bomba jednak nie wybuchła, a zdarzenie to nazwano Cudem Bomby i umieszczono jej replikę w przedsionku zakrystii.

Rotunda w Moście

Rotunda w Moście

przebita kopuła kościoła

przebita kopuła kościoła

i replika bomby

i replika bomby

Po krótkiej wizycie w niesamowitym kościele, wsiedliśmy do następnego autobusu jadącego w stronę Blue Grotto. Do tej pory pamiętam jak niedobrą i drogą kawę wypiliśmy, gdy znaleźliśmy się przy niewielkiej przystani, z której odpływały turystyczne motorówki w stronę miejscowych morskich jaskiń. Na miejscu zdecydowaliśmy się skorzystać z rejsu kosztującego nas 8 euro od osoby. Wycieczka trwała około pół godziny i na celu miała umożliwienie nam podziwiania błękitnej wody we wnętrzach jaskiń. Osobiście, gdy porównuję Blue Grotto z innymi atrakcjami, które mieliśmy okazje odwiedzić podczas naszej wizycie na wyspie, dochodzę do wniosku, że groty słabo wypadają na ich tle i jest to miejsce raczej przereklamowane.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

GOZO I COMINO


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jeden cały dzień postanowiliśmy poświęcić na odwiedzenie pozostałych wysp Archipelagu Maltańskiego – Gozo i Comino. A tak właściwie to zależało nam na tym, żeby zobaczyć słynną Blue Lagoon, ulokowaną pomiędzy Comino i malutką wysepką Cominotto i Azure Window ulokowane na Gozo. Nasze próby znalezienia w internecie sposobu na to, żeby przepłynąć między wyspami bez cofania się na Maltę były całkowicie nieudane, postanowiliśmy więc pójść na żywioł. Spróbowaliśmy jak najszybciej dojechać do miejscowości Cirkewwa, z której to odpływają wszystkie promy i łódeczki, co ostatecznie okazało się być około 2-godzinną przeprawą z Sliemy. Tam na miejscu zostaliśmy właściwie obskoczeni przez ludzi, którzy proponowali nam różne opcje rejsów, w różnych cenach. Bez problemu kupiliśmy takie bilety, jakich szukaliśmy. Najpierw znaleźliśmy się więc zgodnie z planem w pięknej zatoce Blue Lagoon. Nie ma sensu za dużo na jej temat się rozpisywać, jest naprawdę pięknie, a woda błękitna jak nigdzie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po spędzonym tam czasie, wsiedliśmy do łódeczki kierowanej przez nieco szalonego kapitana, którego niesamowicie bawił fakt, że dzięki jego manewrom, woda oblewała nas to z lewej, to z prawej strony. Najważniejsze jednak, że udało nam się dopłynąć na Gozo i mogliśmy ruszyć w kierunku Azure Window. Miejsce to stało się ostatnimi czasy bardziej rozpoznawalne, ponieważ kręcono tam jedną z ważnych scen serialu Gra o Tron. Widok naprawdę zwala z nóg, tylko wiatr trochę przeszkadza.

\

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na koniec zostało nam już tylko zwiedzenie stolicy Gozo – Victorii. Niestety nie mieliśmy tam już zbyt dużo czasu, ponieważ chcieliśmy zdążyć na ostatni prom powrotny na Maltę. Zdążyliśmy jednak przejść się po centrum, a także podziwiać panoramę całego miasta z górującej nad nim cytadeli. Szczerze mówiąc, podczas wizyty bardzo bawił nas fakt, że ta malutka wysepka przez niemal dwa lata w XVIII wieku była niepodległym państwem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

PODSUMOWANIE


Od kiedy tanie linie lotnicze otworzyły bezpośrednie loty na Maltę, wyjazd na tę wyspę praktycznie nie ma minusów. Jest naprawdę pięknie, a liczba różnorodnych miejsc do zobaczenia, sprawia, że trudno się nudzić. Dla tych mniej chętnych na zwiedzanie zawsze zostaje opcja plażowania. Pogoda jest świetna, ludzie mili i otwarci, nie ma problemów z komunikacją, ceny są rozsądne, a jedzenie bardzo smaczne. Naprawdę każdy znajdzie tam coś dla siebie, niezależnie od tego, co lubi i na ile czasu się na Maltę wybiera. My na pewno tam wrócimy.

Maltańczycy naprawdę kochają fajerwerki!

Maltańczycy naprawdę kochają fajerwerki!